Anna Koszela od lat mierzy się z gustami najbardziej wymagających Polaków. W projektach sygnowanym jej nazwiskiem na pierwszy rzut oka widać zamiłowanie do detalu, doskonałe wyczucie przestrzeni, zaskakiwanie nieoczywistymi zestawieniami i ciągłe wymykanie się jakimkolwiek definicjom. Ceniona architekt wnętrz zgodziła się opowiedzieć nam o swoich pasjach, inspiracji, sztuce i wzornictwie, które szczególnie ceni, a także o tym, jak na przestrzeni 15 lat jej aktywności, zmieniało się podejście do projektowania.
Jakie są główne źródła Pani inspiracji. Czy jest coś, co szczególnie wpływa na Pani projekty?
Lubię moment nadawania wnętrzu osobowości, tworzenia przestrzeni, która nie będzie wyglądała na zaprojektowaną. Szlachetne, pięknie starzejące się materiały, dobieram w pary z detalami definiującymi osobowość właścicieli i doprawiam szczyptą artystycznych doznań. Inspirują mnie podróże, dobra sztuka, bliskość natury i wyjątkowe wzory; dialog pozornie odmiennych faktur, kolorów i struktur. Wnętrze utrzymane w jednym stylu uważam za skończone, zbyt jednoznaczne. Projektuję sensualnie – nieustannie towarzyszy mi kolor, wygodne, miękkie meble, wyraziste wzornictwo. Często wykorzystuję wyposażenie vintage i wybieram przedmioty, które będą służyć latami.
Ważnym elementem Pani realizacji jest sztuka. Czy ma Pani wolną rękę podczas tworzenia projektu? Jaką rolę odgrywa w przestrzeniach?
Tak, to zwykle ja intuicyjnie decyduję o doborze obrazów do kreowanej przestrzeni. Cieszy mnie to, że klienci darzą mnie dużym zaufaniem. Staram się też zainteresować ich fotografią i nie do końca rozumiem, dlaczego wciąż łatwiej przychodzi im kupno reprodukcji obrazu niż wartościowych, kolekcjonerskich fotografii. Uwielbiam zdjęcia reporterskie z uchwyconym ulotnym momentem z życia, gdzie fotograf potrafi w odpowiedniej sekundzie nacisnąć migawkę i ująć magię danej chwili. Zdecydowanie wolę tę formę niż pozowane, statyczne portrety.
Sztuka to dla mnie także elementy dekoracyjne – wazony, ceramika, czy rzeźba, które sprawdzają się u osób interesujących się wzornictwem, posiadających własne zbiory. W takim wypadku ważne staje się zestawienie poszczególnych elementów. Jeden drobny element nie nada wnętrzu charakteru. Szpecący detal lub niekontrolowany bałagan odbiorą wartość każdej przestrzeni.
Warto pamiętać także o sztuce użytkowej, która wprowadza romantyzm do wnętrza – przykładem mogą być tu lampy Catellani & Smith. Podobnie dywany – osobiście najbardziej lubię te jedwabne, orientalne, ale uwielbiam również energetyczne, geometryczne wzory. Tego rodzaju detale, piękne przedmioty, wznoszą naszą codzienność na wyższy poziom.
Trendy a ponadczasowość – jak znaleźć między nimi harmonię? Jak sprawić, aby wnętrze się nie zestarzało?
Przede wszystkim należy postawić na jakość materiałów i dobre wzornictwo. Zdarza się, że klient, nawet gdy ma poczucie, że dany przedmiot pochodzi z innej epoki – gdy go dotknie i zobaczy jego proporcje, piękno – zachwyca się nim i przekonuje do zakupu.
Istotną rolę w tworzeniu ponadczasowych wnętrz odgrywa także kolor. Istnieją tak zwane kolory klasyczne – wybierając je nie należy się obawiać, że się zestarzeją. Granat, butelkowa zieleń, pudrowy róż – to odcienie, które występują we wzornictwie od kilkuset lat i myślę, że nigdy się nie znudzą.
Prowadzi Pani pracownię od 15 lat. Jak podejście do projektowania zmieniło się na przestrzeni tego czasu?
Dyplom z architektury uzyskałam w 2003 roku. Pamiętam, że klienci zachowywali wtedy większy dystans – brakowało im pierwiastka ufności i zawierzenia architektom, a realizacje najczęściej dotyczyły jednego pomieszczenia – zwykle kuchni bądź łazienki. Dziś, dzięki podróżom i śledzeniu światowych trendów, to się zmienia. Mam szczęście, bo większość osób, które do mnie trafia, ceni sobie moje poczucie estetyki – klienci często pozwalają mi samodzielnie wybierać sztukę i detale do ich przestrzeni, chcą, bym “ożywiła” dane wnętrze, co uważam za dowód dużego zaufania. Mam wrażenie, że czują się bezpiecznie pod moją opieką.
Im dłużej projektuję, tym bardziej przekonuję się do tradycyjnego rzemiosła, elementów robionych pod projekt konkretnego wnętrza. Najczęściej stosuję drewniane podłogi, układane w jodłę, z bordiurą, wykonywane na zamówienie kasetony, indywidualnie wybarwiane. Uwielbiam współpracować z dobrymi stolarzami – ale to musi być już rodzaj manufaktury, z dużą dbałością o detal, sztabem technologów drewna itp. Takie meble tworzone przez rzemieślnika, a wręcz artystę, biją na głowę te, które są produkowane masowo. Tego typu realizacje wymagają więcej czasu, ale efekty są warte oczekiwania. Możemy sobie pozwolić na różne wykończenia, intarsje, zabawę kierunkiem i rodzajem usłojenia. To zasadnicza zmiana.
Za każdym projektem kryje się jakaś historia. Czy ma Pani projekt, który darzy największym sentymentem, najmilej wspomina?
Każda realizacja jest dla mnie równie ważna. Kiedy inwestor zleca mi projekt, zaprasza mnie do swojego intymnego świata. Spotykamy się przy kawie, dyskutujemy, poznajemy i zaprzyjaźniamy. Wnętrze, które tworzę, musi przecież odzwierciedlać osobowość i upodobania klienta, a także wpisywać się w jego styl życia. Lubię, kiedy przychodzą do mnie osoby, które stawiają mi ciekawe wyzwania – na przykład znalezienie miejsca dla rodzinnych pamiątek, dzieł sztuki czy pamiątki z podróży. Są to tematy, które wymagają cierpliwości i uwagi.
Pracuję z bardzo wymagającymi klientami, osobami, które dokładnie wiedzą, czego chcą, zależy im na przestrzeniach luksusowych. A luksus to nie tylko najlepsze marki, ale także czas poświęcony na dopracowanie każdego, najdrobniejszego nawet detalu. Wspólne poszukiwanie inspiracji i rozwiązań uważam za bardzo przyjemne. Często są to godziny spotkań, wspólne wypady do showroomów czy atelier rzemieślników. W dzisiejszych czasach żyjemy w ciągłym pośpiechu, czas jest jedną z cenniejszych rzeczy, które możemy komuś podarować – i moi klienci bardzo to doceniają. Bywa, że w ten sposób nawiązują się między nami długoletnie, ciepłe relacje.
Czy Pamięta Pani swoją pierwszą publikację w mediach?
Tak. To był dom na Zawadach. Nadal współpracuję z klientką, dla której powstał tamten projekt. Sesja zdjęciowa autorstwa Rafała Lipskiego ukazała się w magazynie “Dom i Wnętrze”. To było jakieś 10 lat temu.
Jakie ma Pani marzenia, plany na przyszłość?
Jesteśmy teraz w trakcie prac nad otwarciem nowej pracowni przy ul. Puławskiej w Warszawie. Cieszę się, że będziemy bardziej dostępni. Lokal znajduje się w sąsiedztwie urokliwego parku Morskie Oko i jest świetnie wyeksponowany, jeśli chodzi o światło. Myślę, że to będzie to wspaniałe miejsce do pracy. Długo zastanawiałam się nad stylem aranżacji. Początkowo myślałam o klasyce, jednak finalnie zdecydowałam się na mój ulubiony eklektyzm. W tej przestrzeni bardzo ważną rolę odegra styl vintage – mam wiele przedmiotów, z którymi trudno będzie mi się rozstać, a to właśnie rzeczy, które szczególnie cenimy, mające dla nas wartość sentymentalną, są podstawą do tworzenia przestrzeni w tym stylu. Sztuką jest znalezienie dla nich odpowiedniego miejsca, wyeksponowanie w taki sposób, by współgrały z danym wnętrzem i podkreślały jego charakter.
Widoczne będą tu także nawiązania do stylistyki architektury obiektu. Zrezygnowałam z luksusowej podłogi i zostawiłam na ziemi surowe lastrico. Chciałam znowu poczuć styk stylów, wydobyć piękno tego, co już zastałam w budynku. Siłą tej przestrzeni będą unikatowe dodatki – między innymi sprowadzona z Francji kuchnia z początków XX wieku czy stalowy kominek z Anglii. Pojawią się rośliny, tkaniny, myślę także o wiatrakach, które stworzą unikatową nieco wakacyjną, kolonialną kompozycję. Chciałabym, by znalazła się tam ekspozycja – przedmioty, które szczególnie cenimy. Będzie to nie tylko pracownia, ale również swego rodzaju showroom – chcemy wykorzystać witrynę, dzięki której będziemy inspirować naszych gości oraz przechodniów.
Więcej na: http://annakoszela.pl/
Post your comments